Stacjonarny komputer zbuntował się i umarł. Tak na dobrą sprawę jeszcze nie wiem, co dokładnie mu dolega. Zostałam bez muzyki, bez Simsów i bez programu do obróbki zdjęć. Z muzyką łatwo sobie poradzić chociażby dzięki Spotify czy Last.fm, z Simsami i programem jest już gorzej. Dodatkowo za oknem mróz i niesympatyczna szarość przyprawiająca o dreszcze. Napisałabym, że to świetna pora na zakopanie się pod kocem z książką, ale najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z łóżka.
Zawaliłam się materiałami do pracy licencjackiej i jeszcze mocniej marzy mi się Irlandia. Im więcej czytam, tym mocniej się wciągam i zaczynam się martwić, że zabraknie mi miejsca. Czasu na przeczytanie wszystkiego, co wygrzebałam w trakcie, na pewno mi zabraknie, ale spokojnie. To nadrobi się po obronie.
Niby wyszłabym gdzieś i zrealizowała kilka pomysłów. Niby siadłabym raz a porządnie i rozprawiła się z pierwszym rozdziałem, ale ogarnęła mnie niemoc. Niechęć, chandra przebrzydła, która nie daje się odgonić kawą, herbatą czy kakao.
Próbując poprawić sobie humor grzebałam w starych zdjęciach. Znalazłam też muzyczne składanki, wypalane na płytkach w okresie podstawówka/gimnazjum. Nie mogę przestać śmiać się z kombinacji, jakie tworzyłam. Chyba najzabawniejsze jest to, że większości kawałków nawet nie rozpoznawałam.
A na studiach chyba skończyła się miesięczna laba. Wszystkie przedmioty już obsadzone, niedługo startujemy z nowymi wykładowcami. Znowu człowiek nie wie na czym stoi i czego się spodziewać. Nieprzyjemnie dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz