środa, 17 sierpnia 2016

Maggie Stiefvater - Król kruków






    Od małego uwielbiam produkty kultury o poszukiwaczach skarbów, odkrywcach tajemnic historii czy podróżnikach, którzy przeżywają fantastyczne przygody. Aladyn i Król złodziei to jedna z moich ulubionych bajek, na hasło Indiana Jones od razu zaczynam nucić motyw przewodni. Nawet, choć nie lubię kryminałów, uśmiecham się na myśl o Robercie Langdonie. Cieszyłam się zatem ogromnie, gdy skończyłam pierwszy tom serii The Raven Cycle (Kruczy Cykl) czyli Króla kruków


   Richard „Dick” Cambell Gansey III to nastolatek, którego serce bije szybciej na myśl o odkrywaniu tajemnic. W chłopaku płonie ogień, który nie pozwala mu zejść z raz wytyczonej drogi. Gdy zaczynamy przygodę z Kruczymi chłopcami, Gansey (bo nie lubi, gdy ktoś mówi do niego po imieniu) próbuje odnaleźć  miejsce pochówki legendarnego Szkockiego króla Glendowera. Ponieważ wywodzi się z obrzydliwie bogatej rodziny, uczęszcza do elitarnej szkoły dla chłopców Akademii Aglionby, w której poznaje swoich przyjaciół, biednego ale niezwykle upartego Adama, skomplikowanego i zbuntowanego Ronana i tajemniczego Noah. Choć każdy z chłopców jest zupełnie inny i wydawać by się mogło, że grupa składająca się z tak różnych od siebie pod względem charakterologicznym ludzi nie ma prawa bytu, spaja ją charyzma Ganseya. To właśnie on stanowi centrum bandy, która stara się odkryć tajemnicę sprzed setek lat. Ich jedynym tropem jest tajemnicza linia mocy, która przebiega przez Henriettę (miasto, w którym znajduje się Akademia Aglionby). Ich poszukiwania nabierają tempa, gdy poznają Blue Sargent, miejscową dziewczynę, która wywodzi się z wróżbiarskiej rodziny.


    Magia w Królu Kruków nie jest nachalna, aczkolwiek wyraźnie widoczna. Bohaterowie są wykreowani dość przyzwoicie, jak na powieść młodzieżową. W książce tej urzekła mnie tajemnica, którą próbują rozwiązać bohaterowie i jej zwyczajna konstrukcja. Bardzo cieszy mnie fakt, że autorka nie próbowała wcisnąć nam na siłę żadnych fajerwerków do fabuły. Owszem dużo się dzieje, a akcja toczy się bardzo szybko, ale nic nie jest tu przerysowane, co jest bardzo ważne. Bohaterowie mają wady i zalety, ich postępowanie jest logiczne i co najważniejsze, dorośli nie zostawiają dzieci samym sobie. Poza główną osią fabularną i czystą przyjemnością odbioru tekstu, czytelnik poznaje bliżej głównych bohaterów, ich przeszłość i teraźniejszość, co stanowi dodatkową głębię historii. Otoczenie, w którym żyją chłopcy i Blue jest zbudowane na wielu płaszczyznach, co stanowi niewątpliwy walor tej historii. Jednocześnie jest to książka lekka, przygodowa, którą bardzo szybko się czyta.


    Polecam Króla Kruków dla wszystkich wielbicieli młodzieżowych książek fantastycznych, oraz dla tych, których serce wyrywa się w stronę przygody. To bardzo przyjemna seria, która doskonale nadaje się na piątkowe popołudnie, bądź odstresowanie. Nie ma tu nic nowego czy odkrywczego ale zdecydowanie historia przedstawiona przez Maggie Stiefvater ma w sobie to „coś”. 


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

DC - baby steps


 Suicide Squad - Legion samobójców




   
  Legion samobójców reklamowany jest jako zestawienie najgroźniejszych przestępców z uniwersum DC (ha ha...). Komiksowa drużyna składała się z 11 członków. Z oryginalnego składu w filmie ostali się tylko Rick Flag (co jest dość oczywiste), Deadshot (bo jakby go zabrakło, mielibyśmy totalną klapę) i Kapitan Boomerang. Niewątpliwą gwiazdą filmowej odsłony jest Harley Queen, której próżno szukać pod hasłem Suicide Squad w przewodniku DC Comics. Umieszczenie w filmie seksownej "dziewczyny" Jokera, to bez wątpienia udany zabieg marketingowy.


    Fabuła Legionu Samobójców jest szyta grubymi nićmi, aczkolwiek ja nie spodziewałam się niczego szczególnego. Chciałam zwykłej szalonej rozwałki z dobrą muzyką i porządnymi efektami specjalnymi. Po cichu liczyłam na widowisko na poziomie podobnym do Deadpoola (naiwna ja). Co otrzymałam? Drewniane dialogi, niepotrzebne sceny z suchymi żarcikami (niektóre były po prostu niepotrzebne, albo mogły być krótsze), seksowny głos Cary Delevinge, piękną Margot Robbie i Deadshota, który za nic nie chciał chodzić w swojej masce (w końcu studio zapłaciło za Willa Smitha, więc trzeba go było pokazać). No ale cieszyłam się ze scenek z Batmanem!

Kolaż znaleziony na facebookowym profilu Creepypasta
    Bardzo nie podobała mi się relacja na poziomie Joker-Harley Queen. Chociaż może to dlatego, że przyzwyczaiłam się do Jokera, który w swoim szaleństwie skupiony jest na rywalizacji z Batmanem, a wszyscy inni są tylko pionkami i narzędziami (przy czym muszę tu postawić ogromny plus za charakteryzację bandziorów clowna z Gotham!). No jakoś tak w głowie mi się nie mieści, że Joker pospieszyłby Harley z ratunkiem. No i ta wizja, którą Enchantress pokazała Harley Queen, O ZGROZO. Co to było?!


    Kreacja Jareda Leto mnie zaintrygowała. Czekam na więcej! Obyśmy dostali jakieś konkretne, pełnokrwiste psychodeliczne starcie Jokera z Gackiem!
    Rozczarowała mnie za to Viola Davis, która gdzieś zatraciła pazur znany NAM z How to get away with murder (Sposób na morderstwo). Jej Amanda Waller wcale nie była taka zimnokrwista i twardo stąpająca po ziemi, jak być powinna. No ale dobra, przy tej z serialu Arrow błyszczy. 


    Zaskoczyło mnie wycięcie scen, które mogliśmy oglądać na trailerach. Wielka szkoda, bo byłam ciekawa kontekstu. Legion samobójców jawi mi się jako produkcja dość dziurawa ale z potencjałem. Mimo wszystko dobrze jest odpocząć od zwyczajowego mroku DC. Film warto obejrzeć, bo mimo jego niedoskonałości, to nadal przyzwoite kino superbohaterskie. No i ta muzyka! Tu twórcy zrobili kawał dobrej roboty! 



niedziela, 7 sierpnia 2016

Nowy styl postów

    Ponieważ recenzuję dla portalu efantastyka.pl i tam zamieszczać będę znaczną większość recenzji książkowych, postanowiłam wprowadzić na blogu zmiany. Nad konkretnym kształtem przyszłych postów myślałam dość długo. Zdecydowałam się na formę bardziej graficzną, która pozwala Wam, odbiorcom, na szybszą ocenę tego, czy dany tekst Was interesuje.

    Wprowadzam zatem 5 bloków tematycznych, które obejmować będą książki, filmy i seriale. Każdy z nich otrzyma osobny kolor, który będzie przedstawiony temat danego posta. Bloki to:

  1. Fastfood - produkty, szybkie, lekkie i przyjemne. Te, o których wiemy, że nie są dla nas dobre, ale od czasu do czasu każdy ma na nie ochotę. 
  2. Ulubieńcy - moja osobista, całkowicie subiektywna kwalifikacja książek/autorów/twórców jako dobra najwyższe 
  3. Klasyka - to co wypada znać, trzeba przeczytać, znajduje się na listach "must read" sławnych lidzi itd.
  4. Fun, fun, fun! - raczej filmowo/serialowa kategoria, w której absolutnie nie zwracam uwagi na fabułę, błędy, zgodność z pierwowzorem itd., tu najważniejszym czynnikiem jest dobra zabawa (poprzez świetne dialogi, ogólny humor bądź po prostu rozwałkę)
  5. Pierwiastek - guilty pleasures, twory które mają w sobie to nieuchwytne "coś"

   Kolejne urozmaicenie to graficzne przedstawienie mojej oceny, co pozwala od razu zorientować się, czy dana książka/serial/film mi się podobała czy nie. Zdecydowałam posłużyć się tutaj avatarami wykreowanymi dzięki aplikacji FaceQ i pięciogwiazdkową skalą, którą zmontowałam sama dzięki pomocy wujka Google.







   Następną składową recenzji będą obrazki z aplikacji Bitmoji i zdjęcia książek (które, gdy zaczynam daną książkę, zamieszczam na Instagramie). 



    Dajcie koniecznie znać, co sądzicie o danej formie postów! Może macie jakiś pomysł na dalsze urozmaicenie wpisów?