Zdążyłam w te wakacje się przepracować, zachorować, stracić głowę, zapomnieć o alkoholu, stracić i odzyskać wszystkie zdjęcia (tylko cholera czemu kosmicznym kosztem) i zabić komputer. Udało mi się spełnić małe marzenie, żeby pojechać nad jezioro na kilka dni, odwiedziłam babcię. Tylko książek jakoś tak za mało...
Biegam troszkę za jednostką strzelecką 4031 i mam okazję do używania aparatu. Przez calusieńkie wakacje go zaniedbywałam i nie czuję się z tym najlepiej. Jak zwykle były wielkie plany i nic z tego nie wyszło... Gdzieś tam ciągle ten niespełniony artysta we mnie siedzi. Po prostu nie znalazłam chyba jeszcze odpowiedniego środka przekazu.
Ja to bym najchętniej codziennie przyłaziła do czwóreczki i truła loczki Marzance, bo ona mnie tak ładnie wspiera w tej mojej przeklętej psychologii... :c Aj wiem, wiem, że Cię mam, dzięki Bogu! <3
OdpowiedzUsuń