niedziela, 4 września 2016

Skomplikowana relacja matka-córka, czyli australijska powieść o dorastaniu


Melina Marchetta - Alibrandi szuka siebie





    Josephine Alibrandi to dziewczyna, która przechodzi jako nastolatka kryzys tożsamości. Nie dość, że życie każdego człowieka w okresie buntu jest względnie skomplikowane, do sytuacji dziewczyny należy dodać restrykcyjne katolickie otoczenie, włoskie korzenie oraz pochodzenie z nieprawego łoża. Nastolatka wszędzie czuje się jakby była częścią danej zbiorowości tylko połowicznie. Nie jest Włoszką, ponieważ urodziła się jako drugie pokolenie w Australii. Australijczycy i Afrykanerzy nazywają ją makaroniarą, co również nie ułatwia utożsamienia się z którąś z tych grup etnicznych. 
    Jak to we wszystkich tego typu książkach, mamy w powieści Meliny Marchetty do czynienia z codziennością młodzieży. Jednakże warto zwrócić uwagę na tę pozycję ponieważ to nie jest płytka książka dla nastolatków, w której nacisk położony jest na wątek miłosny. Owszem, jest to opowieść o dorastaniu, ale skupia się na relacjach pomiędzy członkami rodziny (w tym przypadku wyjątkowej bo składającej się z babci, matki i córki). Pierwsza miłość oczywiście też tu jest, tak samo jak szkolne wybryki, niespełnione ambicje rodziców i rywalizacja uczniów między sobą.


    Alibrandi szuka siebie to świetna książka dla tych, którzy dopiero wchodzą w wiek nastoletni. Nie tylko stanowi swoisty kompas moralny, który przestrzega chociażby przed HIV czy niechcianą ciążą, ale również uzmysławia czytelnikowi, jak ważna jest dla nas rodzina i nasze korzenie. Uczy tego, żeby przede wszystkim ze sobą rozmawiać i słuchać się wzajemnie. Warto ją zatem podsunąć naszym dzieciakom, czy młodszemu rodzeństwu bądź kuzynostwu. Aczkolwiek muszę dodać od siebie, że podczas tegorocznej letniej edycji Bookathonu wróciłam do niej po dziesięciu latach i podobała mi się jeszcze bardziej, niż gdy czytałam ją mając lat trzynaście. 


środa, 17 sierpnia 2016

Maggie Stiefvater - Król kruków






    Od małego uwielbiam produkty kultury o poszukiwaczach skarbów, odkrywcach tajemnic historii czy podróżnikach, którzy przeżywają fantastyczne przygody. Aladyn i Król złodziei to jedna z moich ulubionych bajek, na hasło Indiana Jones od razu zaczynam nucić motyw przewodni. Nawet, choć nie lubię kryminałów, uśmiecham się na myśl o Robercie Langdonie. Cieszyłam się zatem ogromnie, gdy skończyłam pierwszy tom serii The Raven Cycle (Kruczy Cykl) czyli Króla kruków


   Richard „Dick” Cambell Gansey III to nastolatek, którego serce bije szybciej na myśl o odkrywaniu tajemnic. W chłopaku płonie ogień, który nie pozwala mu zejść z raz wytyczonej drogi. Gdy zaczynamy przygodę z Kruczymi chłopcami, Gansey (bo nie lubi, gdy ktoś mówi do niego po imieniu) próbuje odnaleźć  miejsce pochówki legendarnego Szkockiego króla Glendowera. Ponieważ wywodzi się z obrzydliwie bogatej rodziny, uczęszcza do elitarnej szkoły dla chłopców Akademii Aglionby, w której poznaje swoich przyjaciół, biednego ale niezwykle upartego Adama, skomplikowanego i zbuntowanego Ronana i tajemniczego Noah. Choć każdy z chłopców jest zupełnie inny i wydawać by się mogło, że grupa składająca się z tak różnych od siebie pod względem charakterologicznym ludzi nie ma prawa bytu, spaja ją charyzma Ganseya. To właśnie on stanowi centrum bandy, która stara się odkryć tajemnicę sprzed setek lat. Ich jedynym tropem jest tajemnicza linia mocy, która przebiega przez Henriettę (miasto, w którym znajduje się Akademia Aglionby). Ich poszukiwania nabierają tempa, gdy poznają Blue Sargent, miejscową dziewczynę, która wywodzi się z wróżbiarskiej rodziny.


    Magia w Królu Kruków nie jest nachalna, aczkolwiek wyraźnie widoczna. Bohaterowie są wykreowani dość przyzwoicie, jak na powieść młodzieżową. W książce tej urzekła mnie tajemnica, którą próbują rozwiązać bohaterowie i jej zwyczajna konstrukcja. Bardzo cieszy mnie fakt, że autorka nie próbowała wcisnąć nam na siłę żadnych fajerwerków do fabuły. Owszem dużo się dzieje, a akcja toczy się bardzo szybko, ale nic nie jest tu przerysowane, co jest bardzo ważne. Bohaterowie mają wady i zalety, ich postępowanie jest logiczne i co najważniejsze, dorośli nie zostawiają dzieci samym sobie. Poza główną osią fabularną i czystą przyjemnością odbioru tekstu, czytelnik poznaje bliżej głównych bohaterów, ich przeszłość i teraźniejszość, co stanowi dodatkową głębię historii. Otoczenie, w którym żyją chłopcy i Blue jest zbudowane na wielu płaszczyznach, co stanowi niewątpliwy walor tej historii. Jednocześnie jest to książka lekka, przygodowa, którą bardzo szybko się czyta.


    Polecam Króla Kruków dla wszystkich wielbicieli młodzieżowych książek fantastycznych, oraz dla tych, których serce wyrywa się w stronę przygody. To bardzo przyjemna seria, która doskonale nadaje się na piątkowe popołudnie, bądź odstresowanie. Nie ma tu nic nowego czy odkrywczego ale zdecydowanie historia przedstawiona przez Maggie Stiefvater ma w sobie to „coś”. 


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

DC - baby steps


 Suicide Squad - Legion samobójców




   
  Legion samobójców reklamowany jest jako zestawienie najgroźniejszych przestępców z uniwersum DC (ha ha...). Komiksowa drużyna składała się z 11 członków. Z oryginalnego składu w filmie ostali się tylko Rick Flag (co jest dość oczywiste), Deadshot (bo jakby go zabrakło, mielibyśmy totalną klapę) i Kapitan Boomerang. Niewątpliwą gwiazdą filmowej odsłony jest Harley Queen, której próżno szukać pod hasłem Suicide Squad w przewodniku DC Comics. Umieszczenie w filmie seksownej "dziewczyny" Jokera, to bez wątpienia udany zabieg marketingowy.


    Fabuła Legionu Samobójców jest szyta grubymi nićmi, aczkolwiek ja nie spodziewałam się niczego szczególnego. Chciałam zwykłej szalonej rozwałki z dobrą muzyką i porządnymi efektami specjalnymi. Po cichu liczyłam na widowisko na poziomie podobnym do Deadpoola (naiwna ja). Co otrzymałam? Drewniane dialogi, niepotrzebne sceny z suchymi żarcikami (niektóre były po prostu niepotrzebne, albo mogły być krótsze), seksowny głos Cary Delevinge, piękną Margot Robbie i Deadshota, który za nic nie chciał chodzić w swojej masce (w końcu studio zapłaciło za Willa Smitha, więc trzeba go było pokazać). No ale cieszyłam się ze scenek z Batmanem!

Kolaż znaleziony na facebookowym profilu Creepypasta
    Bardzo nie podobała mi się relacja na poziomie Joker-Harley Queen. Chociaż może to dlatego, że przyzwyczaiłam się do Jokera, który w swoim szaleństwie skupiony jest na rywalizacji z Batmanem, a wszyscy inni są tylko pionkami i narzędziami (przy czym muszę tu postawić ogromny plus za charakteryzację bandziorów clowna z Gotham!). No jakoś tak w głowie mi się nie mieści, że Joker pospieszyłby Harley z ratunkiem. No i ta wizja, którą Enchantress pokazała Harley Queen, O ZGROZO. Co to było?!


    Kreacja Jareda Leto mnie zaintrygowała. Czekam na więcej! Obyśmy dostali jakieś konkretne, pełnokrwiste psychodeliczne starcie Jokera z Gackiem!
    Rozczarowała mnie za to Viola Davis, która gdzieś zatraciła pazur znany NAM z How to get away with murder (Sposób na morderstwo). Jej Amanda Waller wcale nie była taka zimnokrwista i twardo stąpająca po ziemi, jak być powinna. No ale dobra, przy tej z serialu Arrow błyszczy. 


    Zaskoczyło mnie wycięcie scen, które mogliśmy oglądać na trailerach. Wielka szkoda, bo byłam ciekawa kontekstu. Legion samobójców jawi mi się jako produkcja dość dziurawa ale z potencjałem. Mimo wszystko dobrze jest odpocząć od zwyczajowego mroku DC. Film warto obejrzeć, bo mimo jego niedoskonałości, to nadal przyzwoite kino superbohaterskie. No i ta muzyka! Tu twórcy zrobili kawał dobrej roboty! 



niedziela, 7 sierpnia 2016

Nowy styl postów

    Ponieważ recenzuję dla portalu efantastyka.pl i tam zamieszczać będę znaczną większość recenzji książkowych, postanowiłam wprowadzić na blogu zmiany. Nad konkretnym kształtem przyszłych postów myślałam dość długo. Zdecydowałam się na formę bardziej graficzną, która pozwala Wam, odbiorcom, na szybszą ocenę tego, czy dany tekst Was interesuje.

    Wprowadzam zatem 5 bloków tematycznych, które obejmować będą książki, filmy i seriale. Każdy z nich otrzyma osobny kolor, który będzie przedstawiony temat danego posta. Bloki to:

  1. Fastfood - produkty, szybkie, lekkie i przyjemne. Te, o których wiemy, że nie są dla nas dobre, ale od czasu do czasu każdy ma na nie ochotę. 
  2. Ulubieńcy - moja osobista, całkowicie subiektywna kwalifikacja książek/autorów/twórców jako dobra najwyższe 
  3. Klasyka - to co wypada znać, trzeba przeczytać, znajduje się na listach "must read" sławnych lidzi itd.
  4. Fun, fun, fun! - raczej filmowo/serialowa kategoria, w której absolutnie nie zwracam uwagi na fabułę, błędy, zgodność z pierwowzorem itd., tu najważniejszym czynnikiem jest dobra zabawa (poprzez świetne dialogi, ogólny humor bądź po prostu rozwałkę)
  5. Pierwiastek - guilty pleasures, twory które mają w sobie to nieuchwytne "coś"

   Kolejne urozmaicenie to graficzne przedstawienie mojej oceny, co pozwala od razu zorientować się, czy dana książka/serial/film mi się podobała czy nie. Zdecydowałam posłużyć się tutaj avatarami wykreowanymi dzięki aplikacji FaceQ i pięciogwiazdkową skalą, którą zmontowałam sama dzięki pomocy wujka Google.







   Następną składową recenzji będą obrazki z aplikacji Bitmoji i zdjęcia książek (które, gdy zaczynam daną książkę, zamieszczam na Instagramie). 



    Dajcie koniecznie znać, co sądzicie o danej formie postów! Może macie jakiś pomysł na dalsze urozmaicenie wpisów? 


poniedziałek, 6 czerwca 2016

Majowe podsumowanie miesiąca





Maj:

  • 6 książek
  • 7 komiksów
  • 1 audiobook

    





    W końcu udało mi się zażegnać reading slump! Maj był dla mnie bardzo dobrym miesiącem, który właściwie minął całkowicie pod znakiem Kapitana Ameryki. Nie tylko ze względu na film i moje podekscytowanie z nim związane. Raczej przez rozmowy ze znajomymi, pokojowe dyskusje na temat wyboru strony konfliktu i nad tym, która wersja Civil War podobała nam się najbardziej (a do wyboru mieliśmy dwie komiksowe i jedną filmową). 

Majówka u babci na końcu świata!




Majówkę zaczęłam świetnym Adeptem Adama Przechrzty, którego serdecznie polecam fanom klimatów stalkerowsko-alchemiczno-historycznych. Pochłonęłam tę książkę właściwie w 2 dni. W trakcie miałam wielkiego banana na mordce, bo fascynuje mnie historia cara Mikołaja II i jego rodziny. A u Przechrzty możemy spotkać nie tylko cara i jego małżonkę ale również samego Rasputina!







    To również miesiąc, w którym okazało się, że zostałam przyjęta do ekipy portalu efantastyka.pl !! Trzymajcie kciuki, żeby byli ze mnie zadowoleni! Ponadto zaliczyłam swój pierwszy udział w konferencji i pierwszą publikację pełnoprawnego, samodzielnego artykułu naukowego! 

Odsyłam Was kochani do mojej recenzji, która ukazała się tutaj: Klik.

Książka, w której okazały się artykuły naukowe uczestników Studenckiej Konferencji Dziejów Wojskowości.

    W maju udało mi się dojść do tego, kiedy zarwałam swoją pierwszą noc nad książką. W wieku 14 lat 4 lutego 2007 roku, w szóstej klasie szkoły podstawowej, Eragon Christophera Paolini pochłonął mnie całkowicie. Na drugi dzień trzeba było pójść do księgarni, żeby mieć, co czytać. Kupiłam wówczas Równoumagicznienie. Książka przeleżała u mnie na półce 9 lat, w końcu się za nią zabrałam i moi drodzy, nie żałuję! Właściwie dobrze, że Terry Pratchett czekał na mojej półce tak długo, wcześniej na pewno nie miałabym z jego książki takiej radochy! Swoją przygodę ze Światem Dysku zaczęłam od Cyklu o wiedźmach. Na zdrowie mi to wyszło! Teraz siedzę i zacieram łapki, bo wakacje tuż za rogiem a w bibliotece znajdę wszystkie opowieści ze Świata Dysku! Jeśli też chcielibyście zacząć przygodę z Pratchettem polecam wam zajrzeć TUTAJ, żeby zdecydować, od czego chcecie zacząć.



    Przygodę z recenzowaniem dla portalu efantastyka.pl zaczęłam od świetnego audiobooka i bardzo dobrej młodzieżówki, których recenzje pojawią się na EF lada chwila, tym czasem w zdjęciu poniżej lekki spoiler do tego, o czym będziecie mogli przeczytać.


     Pod koniec miesiąca powiało chłodem (pomimo prawie tropikalnego klimatu za oknem) przez ostatnią odsłonę Serii z komisarzem Forstem. Trylogia Remigiusza Mroza zdecydowanie ma swoje wady i zalety, jednak polecam ją każdemu! Zwłaszcza tym, którzy chcą dopiero rozpocząć swoją przygodę z kryminałem, tak jak ja. Co prawda jest i przykro, że to moje ostatnie spotkanie z Wiktorem Forstem ale... UWAGA ZDANIE POD ZDJĘCIEM TO POTENCJALNY SPOILER...


Gdy skończyłam czytać poczułam, jakby Szczecin rzeczywiście leżał na końcu świata.
    Podobnie jak w zeszłym miesiącu ostatnią książką, po którą sięgnęłam była młodzieżówka Maggie Stiefvater. W serię Raven Boys wciągnęłam się bez reszty. Jest dokładnie taka, jak seria młodzieżowa być powinna. Wątek miłosny nas tu nie przytłacza, nie rzuca się w oczy i nie kształtuje fabuły. Jest tu magia, która występuje tu w sposób subtelny ale wyraźny. No i kocham tych bohaterów! Muszę przyznać, że jedna informacja, którą poznałam w tym tomie troszkę mnie zdziwiła. Ci, którzy czytali, pewnie domyślają się, o czym mówię. Nie mogę się doczekań kolejnej części! No ale muszę troszkę chyba zwolnić tempo, bo czwarty i ostatni tom wciąż jest w tłumaczeniu. A długiej rozłąki z sympatyczną grupą młodych poszukiwaczy pewnie nie zdzierżę... 


    Jeśli chodzi o komiksy, to skompletowałam w końcu Wiedźmina, więc przeczytałam sześć komiksów jeden po drugim. Na dokładkę dołożyłam drugi tom Chew, czyli Międzynarodowy smak. Obie serie komiksowe serdecznie polecam!

poniedziałek, 2 maja 2016

Kwiecień plecień, co przeplata...

    Jedno z pewnością trzeba przyznać, tegoroczny kwiecień był bardzo przysłowiowy. Jednego dnia mogliśmy cieszyć się słońcem, zmoknąć w ulewie, żeby wieczorem relaksować się przy dźwięku gradu uderzającego w nasze okna. Taka pogoda niby sprzyja czytaniu, czy aby na pewno?


    Ponieważ z ciekawości sięgnęłam po serial, nabrałam ochoty na książki o Nocnych Łowcach. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że im dalej w las, tym jest ciekawiej. Słyszałam, że serial może zaspoilerować komuś książki, cóż... Zdecydowanie nie. Co prawda niektóre motywy są podobne, ale nie ma tu stuprocentowego, a nawet połowicznego odwzorowania. Pewnie dlatego wszelkie nadzieje, jakie fani serii pokładali w serialu zostały niespełnione. Serial już za mną a po Mieście szkła robię sobie przerwę.


    Kwiecień to dla mnie olbrzymi reading slump wywołany ostatnim sezonem serialu Luther. Dla tych, którzy oglądali powiem tylko, że na prawdę lubiłam tę postać i pozostaje dla mnie nieodżałowana tak samo jak Fred Weasley! W tym roku znowu udało nam się pojechać na Pyrkon. W końcu sprawiłam sobie dawno wypatrzonego Simbę z serii Funko Bobble Heads & Pop! Viny. Pyrkon jak zwykle ciut mnie przytłoczył swoim ogromem. Jednakże uważam, że zawsze warto przyjechać na konwent i po prostu pobyć wśród takich samych zapaleńców, jak ty sam. To dobrze robi na głowę.


Razem z psiakami korzystałam z ciepłych chwil i czytałam na tarasie.
Ponieważ reading slump nie dawał mi żyć, skupiłam się w tym miesiącu głównie na komiksach. Przeczytałam ich łącznie siedem. Po raz pierwszy sięgnęłam po Chew autorstwa John'a Layman'a i Rob'a Guillory'ego. Polecam serdecznie! To dokładnie taki klimat jak lubię; zabawnie, mocno, miejscami ostro i bez trzymanki! Oczywiście ponieważ zbliża się film musiałam odświeżyć też Wojnę domową. Więcej o konflikcie między superbohaterami z pewnością napiszę po tym, jak zobaczę film.


Team Rogers all the way!

    Pod koniec miesiąca, właściwie rzutem na taśmę, tuż przed wyjazdem na majówkę sięgnęłam po Króla Kruków Maggie Stiefvater. Muszę powiedzieć (napisać), że to kawał dobrego młodzieżowego fantasy! Chciałabym, żeby wszystkie książki z gatunku zostały napisane w ten sposób. Choć mamy tu standardowe elementy, a sama historia nie jest niczym odkrywczym, całość składa się na urokliwą i przyzwoitą opowieść. Bardzo polubiłam bohaterów i wciągnęłam się w ich poszukiwania. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy serii. 



    Na zakończenie chciałabym polecić film Hardcore Henry. Przez cały seans miałam wrażenie, że patrzę, jak ktoś gra w jakąś grę komputerową. W filmie zobaczymy dużą dawkę humoru, jeszcze większą dozę absurdu i akcję, akcję i jeszcze raz akcję. Niezniszczalni przy Henrym mogą się schować! 



Kwiecień:
  • 2 książki
  • 7 komiksów






środa, 6 kwietnia 2016

Nie mam pomysłu na bloga, Dawn of Justice i kwartał czytelniczy

 

    Chciałam napisać post o moim czytelniczym kwartale. Zebrałam listę książek, które przeczytałam podczas trzech pierwszych miesięcy roku, posegregowałam fotki, usiadłam do pisania i nic... Chociaż przeczytałam dużo fajnych rzeczy, autorów których bardzo cenię i tych, z którymi spotkałam się po raz pierwszy, to i tak wszystko blednie w porównaniu z Kochaj bliźniego swego Remarque'a (recenzja tutaj: klik.).

    Chciałam też wprowadzić stałe bloki tematyczne takie jak: Wielkie nazwiska literatury czy Zagubioną dziewczynką być czyli powrót do dzieciństwa. To też mi nie wyszło. Próbowałam skomentować film Batman v Superman: Dawn of Justice ale wszystkie sensowne słowa zdają się uciekać mi z głowy.



    Dawn of Justice jako film pozytywnie mnie zaskoczył. Pomimo niepochlebnych recenzji starałam się iść do kina z czystą głową. Ostatecznie pomyślałam sobie "do jasnej * Batman to Batman, niezależnie od tego jak zły będzie i kto go gra, zawsze będę go uwielbiać". Po seansie muszę przyznać, że Batman v Superman jest filmem o wiele lepszym od Man of steel! Affleck okazał się być całkiem spoko Batmanem (czy tylko mi w tym konkretnym filmie Affleck spodobał się bardziej od Cavill'a?), Wonder Woman poza tym, że jest jak na mój gust zbyt drobna też wypadła całkiem ok. Denerwował mnie Lex Luthor, którego zachowania przypominały raczej Jokera a nie bogatego geniusza, który ma aspiracje zawładnąć nad światem. Miałam też wrażenie, że muzyka, choć sama w sobie świetna, była źle dopasowana. No i chodzę do tej pory robiąc ciągle TA TA TA TAAM.  Film oceniam na solidne 7/10!
  

Styczeń:
  • zaczęłam od autorskiej akcji "Zacznij rok z ulubionym autorem" (szczegóły tutaj: klik.) - wybrałam oczywiście E.M. Remarque'a
  • 4 książki
  • 1 dramat
  • 3 komiksy
Miesiąc upłynął mi głównie pod znakiem Remigiusza Mroza przy Zaginięciu i Przewieszeniu. Przed wybraniem się do kina zabrałam się też za Zjawę Michael'a Punke i muszę przyznać, że książka wiele zyskuje poprzez notę historyczną.



Luty:
  • to miesiąc moich urodzin, więc po cichu miałam nadzieję, że pojawią się u mnie jakieś nowe książki
  • 4 książki
  • 1 audiobook
  • 5 komiksów
Perełkami miesiąca okazały się: przezabawny Marsjanin Andy'ego Weir'a (twórcy filmu powinni spłonąć za zakończenie!) oraz Cyngiel śmierci spod pióra Anthony'ego Horowitz'a. Odezwała się moja słabość do agenta Jej Królewskiej Mości.


Marzec:
  • miesiąc, w którym zaczyna się wiosna!
  • 8 książek
  • 1 książeczka dla dzieci

Marzec był dla mnie bardzo udanym pod względem czytelniczym miesiącem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Ostatnia Arystokratka promowana słusznie przez Olgę z Wielkiego Buka (jeśli nie znacie, to koniecznie: klik.). By odpocząć od zwariowanych świąt udałam się do świata Narnii, nie żałuję!



A tak moja psina i sunia babci korzystają z pierwszego wiosennego słońca.